Program
lojalnościowy
4,9/5 Nasza ocena
na Opineo
Punkty odbioru rowerów
Dostawa gratis w 24h
Peloponez to najdalej na południe wysunięta część Półwyspu Bałkańskiego, leżąca pomiędzy morzem Jońskim i Egejskim. Z lądem połączony jest Przesmykiem Korynckim. Jego mocno pofalowana linia brzegowa tworzy 4 mniejsze półwyspy: Argolidzki, Lakoński, Mani i Mesyński.
Plan trasy.
W poprzednim artykule z Peloponezu pisałam o trasie łączącej Spartę z Kalamatą. Trasa ta leży nad Półwyspem Mani. Tym razem zaś zabieram Cię na sąsiedni - Półwysep Mesyński.
Położony pomiędzy zatoką Meseńską i Kiparysyjską, będącą też częścią morza Jońskiego, ten kawałek lądu przez wieki stanowił łakomy strategicznie położony kąsek. Stąd też wielokrotnie zmieniali się władcy na jego terenie. Najlepiej zachowało się jednak dziedzictwo z okresu panowania wenecjańskiego i na nim postanowiłam skupić swoją uwagę, gdy planowałam trasę.
Macedonia Północna:
Grecja:
Wytyczyłam pętlę o długości 125 km z sumą wzniesień 1 707 m. Trasę można przejechać w ciągu jednego dnia lub rozłożyć na dwa. Wówczas będziesz mieć więcej czasu na zwiedzanie. Noclegu radziłabym w takim przypadku szukać w okolicach Methoni.
Po drodze nie brakuje kawiarni, restauracji i niedrogich opcji noclegowych. Jeśli zaś chodzi o samą drogę i natężenie ruchu – zimą jedzie się tutaj całkiem przyjemnie, asfalt jest gładki, a liczba samochodów niewielka.
Za punkt startowy obrałam oddaloną o 22 km na zachód od Kalamaty wioskę Rizomilos, skąd wystartowałam o 9 rano w kierunku chyba najdalej na południe wysuniętego miasteczka - Koroni. Początek trasy jest prawie całkiem płaski, więc kilometry mijają szybko. Pierwszym punktem widokowym jest Petalidi - mała, ale przeurocza wioska, popularna wśród turystów w miesiącach letnich. Zimą zaś to bardzo przyjemne miejsce na kawę czy po prostu podziwianie widoku na Tajgetos i Zatokę Meseńską.
Krótka przerwa na podziwianie pięknego widoku na port i kręcę dalej.
Po 24 km od startu zjeżdżam w dół do Koroni. Tutaj polecam zatrzymać się na zwiedzanie. Uwierz mi, warto! Przeurocze wąskie uliczki wiją się do portu, skąd otwiera się piękny widok zarówno na całe miasto, ciasno oblepiające całe wzgórze, jak i wenecką Twierdzę Koroni, którą wzniesiono w XIII w.
Zachęcam odwiedzić twierdzę, zajrzeć do bardzo uroczego zabytkowego monastyru Timiou, skąd otwiera się piękna panorama na całą okolicę. Ciekawostką jest też obecność zamieszkałych domów i gospodarstw na terenie zamku. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim połączeniem.
W średniowieczu Koroni nazywano Oczami Wenecji, gdyż jego strategiczne położenie pozwalało na kontrolowanie ruchu statków, pomiędzy Grecją a Italią. Dziś ruiny zamku są w nienajlepszym stanie, dlatego część ścieżek na jego terenie jest zamknięta przez zagrożenie osunięciem gruntu.
Po przeciwnej od portu stronie miasta rozciąga się jedna z najpiękniejszych plaż półwyspu - dwukilometrowa piaszczysta Zaga. Latem zapewne jest tutaj dość tłoczno, zimą zaś można się wybrać na solowy spacer pod akompaniament morskich fal.
Z Koroni podjeżdżam z powrotem na główną trasę i po kilku kilometrach zaczynam najdłuższy, 7-kilometrowy podjazd pętli, prowadzący przez wioskę Vasalitsi. Na tym odcinku krajobraz prawie w całości składa się z gajów oliwnych i gór. Droga jest dość szeroka, z ładnym poboczem i praktycznie pusta. Jedynym problemem jest porywisty wiatr, który zaczyna mi doskwierać na nizinie po zjeździe do Finikoundy.
Po krótkim przystanku na kawę i przekąskę kręcę do Methoni. Muszę przyznać, że to był dla mnie ewidentny “opad szczęki”. Fakt, uwielbiam historię i twierdze, ale ta zrobiła na mnie wyjątkowo silne wrażenie.
Twierdza Methoni została wzniesiona również w XIII przez Wenecjan jako miasto o znaczeniu strategicznym, a oddzielenie grodu sztuczną fosą od stałego lądu pozwoliło dodatkowo zwiększyć jego bezpieczeństwo. Mury obronne ciągną się wokół niewielkiego przylądka. Ufortyfikowano również małą wysepkę, która z resztą zamku została połączona kamienną groblą. Misterne wykorzystanie linii brzegowej w konstrukcji spowodowało harmoniczne wtopienie fortu w naturalny krajobraz, potęgując jego majestatyczność. Na terenie twierdzy zachowały się ruiny domów, łaźni tureckiej i kościoła. Niedawno też odrestaurowano Bramę Morską, która dumnie wznosi się w południowej części murów.
Nowoczesne miasteczko tworzy harmonijną kompozycję z zabytkowymi budowlami i zróżnicowanym tłem łańcucha górskiego. To miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie i na pewno zostanie w pamięci na długo. Niestety, nie udało mi się wejść do środka twierdzy, ale zerknęłam na jej teren z lotu ptaka.
Zachodnie wybrzeże Półwyspu Mesyńskiego kumuluje dużą liczbę atrakcji historycznych i naturalnych, stąd też moja sugestia noclegu w Methoni. Nieopodal mamy kolejny punkt, który zachwyca ofertą - Pylos. To miasteczko wydało mi się wyjątkowo wymuskanym, w pozytywnym sensie. Przejeżdżając przez plac główny, nie mogłam się oprzeć pokusie i bardzo miłej atmosferze, więc zatrzymałam się na szybkiego gyrosa. Choć przyznam, że kusiło mnie, by wtopić się w zrelaksowaną atmosferę i posiedzieć tu dłużej.
Pylos, znany historycznie również jako Navarino i wspomniany w Iliadzie Homera, to miasto istniejące od czasów neolitu. W XIII wieku Pylos stał się częścią terenów okupowanych przez Italczyków i Franków, wówczas też pojawiły się jego nowe nazwy - francuska Port-de-Jonc i włoska Navarino. Ta druga używana jest w regionie do dziś.
W 1290 roku Frankowie wznieśli Starą Twierdzę Navarino, spoglądającą na zatokę o tej samej nazwie, zaś już w 1417 władzę przejęli Wenecjanie i zbudowali Nową Twierdzę Navarino, której nie najgorzej zachowane ruiny dumnie wznoszą się nad samym miastem. Zachęcam zarówno do spaceru przez port, plac główny jak i wejście na wzgórze i odwiedzenie twierdzy.
Oczywiście, jak to z portowymi miastami bywa, aby się z niego wydostać, muszę pokonać kolejny podjazd.
Przede mną ostatnia porcja zachwytu, składająca się od razu z kilku pozycji: Zatoki Navarino, która kształtem przypomina grecką literę Omega, otaczająca ją biała plaża Voidokilia, uznawana za najpiękniejszą na Peloponezie, w co, po zobaczeniu na własne oczy, nie śmiem wątpić; oraz stara Twierdza Navarino patrząca na to wszystko z góry oddzielającej zatokę od morza Jońskiego.
Wrażeń nigdy za wiele, więc do tej kumulacji prowadzi mnie wąski kawałek lądu, składający się właściwie z samej ścieżki i wijący się przez lagunę Gialova, znaną również jako Divali. Niesamowite doświadczenie! Jakbym jechała po wodzie.
Laguna ta jest częścią sieci rezerwatów Natura 2000 i służy jako siedlisko dzikiej przyrody, szczególnie dla ptaków wędrownych, które zatrzymują się tu w drodze z Afryki do Europy Północnej. Ucieszyłam się, jak dzieciak, gdy zobaczyłam grupki flamingów, spacerujące tu i ówdzie “po kostki” w wodzie.
Na tym obszarze żyje mnóstwo ssaków, gadów, płazów i ryb. Wśród nich wyróżnia się afrykański kameleon, który jest zagrożony wyginięciem. Jego, niestety, nie spotkałam, ale flamingi zrobiły furorę!
Przy samej zatoce bez problemu można się zatrzymać na nocleg “na dziko”. O każdej porze roku przyjeżdżają tutaj entuzjaści noclegów outdoorowych. Jeśli zatem masz ze sobą namiot, śmiało możesz zanocować przy zatoce.
Przyznam, że miałam nadzieję, że trasa ta będzie łatwiejsza (jechałam ją jednym ciągiem). Jednak silny wsteczny wiatr mocno mnie zmęczył po zachodniej stronie półwyspu. Ostatni podjazd w drodze do punktu start-meta pokonuję na oparach i sile woli. Ostatnie kilka kilometrów dokręcam już w ciemności.
Mimo zmęczenia wypełnia mnie zachwyt. Nie wiem jeszcze jak wyglądają niezbadane przeze mnie części Peloponezu, ale Półwysep Mesyński to absolutny hit i idealna destynacja na zimowy rower!